Skip to content

Rząd szykuje REWOLUCJĘ! Nigdzie w Europie tak nie ma. Już słychać stanowczy sprzeciw

Ponad 30 tys. klientów platform oferujących handel walutami na foreksie poniosło w ubiegłym roku straty łącznie na ponad 500 mln zł – informuje KNF, który jest za wprowadzeniem restrykcyjnych ograniczeń. Projekt w tej sprawie złożyło już Ministerstwo Finansów. Przeciw są inwestorzy i domy maklerskie. Apelują o wstrzymanie prac i pokazują, że tylko w Belgii bardziej ogranicza się wolny rynek.

Od dwóch miesięcy toczą się konsultacje projektu ustawy mającej na celu – jak twierdzi pomysłodawca, czyli Ministerstwo Finansów – zwiększenie bezpieczeństwa klientów firm inwestycyjnych, które umożliwiają handel na foreksie. Głównie chodzi o zawieranie za pośrednictwem platform internetowych transakcji kupna i sprzedaży walut.

Tego typu oferty można spotkać na każdym kroku w internecie. Swoje usługi reklamują m.in. polskie domy maklerskie, choć znacznie częściej uwagę przykuwają reklamy zagranicznych firm, często niekontrolowanych przez polskiego nadzorcę. Mowa o tego typu obrazkach:

Handel walutami na foreksie różni się znacząco od oferty np. kantorów. Na foreksie mając tysiąc złotych można obracać nawet 100 tys. zł. W zasadzie są to wirtualne pieniądze, bo rozliczenia odbywają się tylko na tysiącu, który stanowi depozyt zabezpieczający klientów. To powoduje jednak, że nawet najdrobniejsze wahnięcia kursów walutowych mogą doprowadzić do dużych strat.

Wszystko przez tzw. dźwignię finansową. Obecnie maksymalny jej poziom ustanowiony przez przepisy to 1:100. Propozycja Ministerstwa Finansów, wspierana przez Komisję Nadzoru Finansowego, zakłada m.in. obniżenie limitu do maksymalnie 1:25. To oznacza, że przy 1 tys. zł na koncie spekulanci będą mogli handlować walutami za maksymalnie 25 tys. zł. Ogólnie więc ich możliwości zmniejszą się 4-krotnie.

To z jednej strony przełoży się na czterokrotnie mniejsze straty. Z drugiej, o tyle samo zmniejszy się możliwość osiągania zysków.

Propozycje od razu storpedowali klienci i same domy maklerskie. Dla pierwszych forsowane przez Ministerstwo Finansów przepisy oznaczają ograniczenie swobody inwestowania. Dla drugich wymierne straty finansowe, bo mniejsze kwoty obracane przez klientów to mniejsze dochody z prowizji od transakcji.

Domy maklerskie zamiast o własnych stratach częściej starają się mówić o szkodach dla klientów, które mogą wywołać nowe przepisy. Sugerują, że mogą spychać ich w kierunku szarej strefy. Zagraniczne firmy, niezarejestrowane w Polsce, będą wyciągnięte spod regulacji i kontroli.

Więcej na ten temat pisaliśmy już w money.pl w tekście: “Rząd robi sobie nowych wrogów? Zmiany na foreksie w ogniu krytyki inwestorów i brokerów”.

Z zarzutami w stosunku do projektu Ministerstwa Finansów nie zgadza się KNF.

– Urząd popiera dalsze ograniczenie dźwigni, co jest kontynuacją propozycji zgłaszanej kilka lat temu przez KNF – wskazuje Jacek Barszczewski, rzecznik komisji. Argumentuje to m.in. podobnymi zmianami zachodzącymi w innych krajach europejskich.

Branża maklerska odpowiada na takie słowa zauważając, że w większości zmiany nie ograniczały tak drastycznie swobody inwestowania, jak ma to być w Polsce. Rozwiązaniom w poszczególnych krajach przyglądamy się w dalszej części tego tekstu.

Branża maklerska apeluje do KNF o wspólną analizę

Izba Domów Maklerskich, reprezentująca branżę, nie zamierza stać z założonymi rękami i czekać na przejście projektu przez całą procedurę. Chce przekonać w pierwszej kolejności Komisję Nadzoru Finansowego, że dotychczas wprowadzone przepisy zapewniają już odpowiednią ochronę klientów i nie ma potrzeby zaostrzania przede wszystkim regulacji dotyczących dźwigni finansowej. W tym celu apeluje o przeprowadzenie wspólnych analiz dotychczasowych regulacji i porównanie ich z analogicznymi przepisami w innych krajach.

Jednocześnie IDM zastrzega, że jedna z kwestii poruszonych w projekcie ustawy powinna być kontynuowana. Chodzi o prace nad blokowaniem stron internetowych podmiotów stosujących nieuczciwą i nierzetelną reklamę. W związku z tym też izba pod koniec sierpnia przekazała do UOKiK listę podejrzanych stron internetowych.

Co ciekawe, jedna z nich posiada jedynie licencję Wysp Marshalla (państwo wyspiarskie na Oceanie Spokojnym) na prowadzenie działalności finansowej.

“Analiza zostałaby opracowana wspólnie z Komisją Nadzoru Finansowego i krajową branżą firm inwestycyjnych w oparciu o niezależną firmę doradczą oraz ustalone zasady i kryteria. Wnioski z przeprowadzonego badania mogłyby posłużyć jako podstawa do dalszych rozważań dot. zmian prawnych na rynku w interesie branży maklerskiej i krajowych inwestorów” – czytamy w liście IDM skierowanym do KNF.

– Prosimy o wstrzymanie się z dalszymi pracami nad wprowadzeniem nowych regulacji do czasu podsumowania wspólnej analizy i przyjęcia wspólnych rozwiązań w Europie – apeluje Waldemar Markiewicz, prezes IDM.

Do kiedy więc rząd powinien się wstrzymać z pracami nad projektem? Co najmniej do przyszłego roku. Na początku 2018 roku ESMA (urząd europejskiego nadzoru) powinien ogłosić decyzje. W chwili obecnej trwają prace konsultacyjne dotyczące m.in. wysokości oferowanej klientom detalicznym dźwigni finansowej.

Jak sugeruje IDM, na pewno w znacznym stopniu ESMA będzie wzorowała się na rozwiązaniach i ograniczeniach przyjętych już w niektórych większych krajach członkowskich takich jak np. Francja, Niemcy czy Hiszpania, z których żadne nie jest aż tak restrykcyjne i nie idzie tak daleko jak proponowane w Polsce ograniczenia, czy nawet już obowiązujące w Polsce wytyczne KNF.

Brytyjczycy wstrzymali się z reformą

Ze względu na prace na poziomie europejskim projekt własnych wytycznych ograniczających dźwignię finansową zawiesił brytyjski nadzorca. Skończyły się one już w marcu i w tym roku miały wejść w życie. W czerwcu postanowiono jednak poczekać na rekomendacje ESMA.

Obecnie standardem na Wyspach jest maksymalna dźwignia w wysokości 1:100, tak jak w Polsce, choć zdarzają się brokerzy oferujący jeszcze większe dźwignie. U nas jest to zabronione.

FCA (brytyjski nadzorca) tłumaczył decyzję o wstrzymaniu zmian (chcieli ograniczeń do 1:50) zapewnieniem jednolitego podejścia do tematyki foreksu na poziomie unijnego rynku. Argumentem było też nie pogarszanie pozycji konkurencyjnej brytyjskich brokerów wobec ich zagranicznych konkurentów działających z krajów, w których nie obowiązują ograniczenia.

Właśnie Wielka Brytania jest wskazywana przez branżę jako przykład dobrej praktyki w opracowywaniu optymalnych rozwiązań prawnych. Tym bardziej, że Londyn uznawany jest za finansową stolicę świata. To tam siedziby mają największe banki, firmy ubezpieczeniowe i inwestycyjne.

– Obecnie projektowane nowe przepisy, wraz z wcześniej wprowadzonymi przez KNF wytycznymi, mają łącznie charakter bardziej restrykcyjny niż te obowiązujące w takich krajach jak: Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Hiszpania, Cypr, z których firmy inwestycyjne m.in. oferują usługi na rynku forex w Polsce, konkurując z polskimi domami maklerskimi – podkreśla Waldemar Markiewicz.

Jak jest w innych krajach?

O Wielkiej Brytanii wspominaliśmy. Niemiecki BAFIN (odpowiednik naszego KNF) wprowadził ostatnio jedynie zakaz dystrybucji i reklamy produktów inwestycyjnych, które umożliwiają klientowi popadnięcie w debet, co nadal nie ogranicza możliwości oferowania produktów, które spełniają te warunki.

W przypadku Francji, AMF ograniczył się tylko do zakazu reklamowania produktów, mogących przynieść debet. Najmniejsze restrykcje ma obecnie Hiszpania. Tamtejszy nadzorca CNMV nakazał jedynie dodatkowe informowanie klientów o ryzyku związanym z inwestowaniem na foreksie przed dokonywaniem transakcji.

Kojarzony z liberalnym podejściem do inwestowania Cypr wręcz przeciwnie, poszedł krok dalej od konkurencji. Pod koniec zeszłego roku wprowadził przepisy, które, m.in. zakazują oferowania bonusów za założenie konta i zalecił, aby podstawowa dźwignia nie przekraczała wartości 1:50. Jeśli jednak klient wyrazi taką chęć, może zwiększyć ryzyko, wykazując że jest to adekwatne do poziomu jego wiedzy i umiejętności.

Skrajnym przypadkiem są przepisy obowiązujące od ubiegłego roku w Belgii. To pierwszy kraj w Europie, który wprowadził zakaz oferowania drobnym inwestorom gry na foreksie. Więcej na ten temat pisaliśmy TUTAJ.

Straty klientów idą w setki milionów złotych

Niezależnie od oceny obecnych przepisów regulujących rynek forex i proponowanych zmian przez Ministerstwo Finansów niezaprzeczalnym jest fakt, że te ryzykowne inwestycje w większości przypadków przynoszą klientom straty.

Prawie 390 mln zł netto stracili spekulanci na rynku forex w Polsce w 2016 roku – wynika z najnowszych danych, które w ubiegłym tygodniu opublikowała Komisja Nadzoru Finansowego. W tym czasie pieniądze utopiło w ten sposób ponad 30 tys. osób.

Według KNF, w 2016 roku klienci polskich brokerów stracili ponad 530 mln zł. W tym samym czasie zyskali ogółem 141,5 mln zł. Na podstawie danych uzyskanych od brokerów, nad którymi KNF ma nadzór, urząd podał, że stratę poniosło ponad 30 tys. osób. Z zyskiem wyszło ponad 8 tys. klientów.

Źródło: KNF/money.pl

Artykuł Rząd szykuje REWOLUCJĘ! Nigdzie w Europie tak nie ma. Już słychać stanowczy sprzeciw pochodzi z serwisu wSedno24.pl - w samo Sedno!.