Skip to content

Historia poronienia – list od czytelniczki

Nigdy nie ma dobrego momentu by mówić o śmierci, stracie…

Zawsze gdzieś się spieszymy, a życie traktujemy jakby trwało wiecznie. Czasami mamy odwagę wartościować śmierć. Straciłaś dziecko w 6 tygodniu, będzie następne… Ile kobiet usłyszało taką ripostę? O swoją córkę starałam się długo… Czułam się jej mamą od momentu, kiedy zobaczyłam dwie kreski na teście. Proszę, pamiętaj, jedno co możesz dać kobiecie po stracie, to czas i akceptację jej uczuć. Każda kobieta po stracie będzie przeżywać, rozstanie z dzieckiem po swojemu. Dziś przedstawiam Ci historię mojej czytelniczki Ani, która poroniła. Spotkała na szczęście wspaniałe osoby, w tym położną, która umożliwiła jej piękne pożegnanie. Jak Ania zniosła kolejną ciążę? Poznaj jej historię:

List czytelniczki po poronieniu

W listopadzie 2016 roku na teście zobaczyłam dwie kreski. Chcieliśmy z mężem mieć dziecko więc to było spełnienie marzeń. Czułam się bardzo dobrze i nie miałam żadnych objawów uprzykrzających 1 trymestr. W ósmym tygodniu ciąży miałam plamienie. Przerażeni pojechaliśmy na izbę przyjęć, ale okazało się że wszystko jest w porządku. Na usg w 12 tygodniu szłam szczęśliwa i przekonana, że będzie wszystko dobrze. Mój mąż był wtedy na szkoleniu, więc poszła ze mną siostra. Lekarz rozmawiał z nami i żartował do momentu kiedy, nie przyłożył sondy do brzucha. Wtedy zamilkł. Wiedziałam już, że coś jest nie tak. Łzy same pociekły mi z oczu. Zapytałam o co chodzi, ale on musiał dokończyć badanie, żeby móc udzielić mi informacji. Okazało się że nasze dziecko na bardzo dużą przepuklinę pępowinową. Ta wada często wiąże się ze śmiertelnymi chorobami genetycznymi. W jednej chwili świat mi się zawalił. Lekarz był bardzo pomocny i wytłumaczył jakie jest dalsze postępowanie. Na szczęście była ze mną siostra, bo sama nie byłam w stanie zadać żadnego konkretnego pytania. Zdecydowaliśmy się wykonać dodatkowe badania, żeby dowiedzieć się czy mamy do czynienia z wadą genetyczną. Na amniopunkcję musieliśmy poczekać około dwóch tygodni ponieważ ciąża była zbyt wczesna. Miałam wrażenie że czas stanął w miejscu. Oczekiwanie na badania, a potem na wynik, a w między czasie próba dowiedzenia się wszystkiego na temat przepukliny nie było łatwe. Wynik amniopunkcji okazał się prawidłowy ,więc kamień spadł nam z serca. Wtedy też dowiedzieliśmy się że będziemy mieć córeczkę. Ze względu na to że przepuklina pępowinowa może być operowana dopiero po urodzeniu zaczęliśmy zbierać siły i szykować się na walkę o zdrowie naszej córeczki po porodzie. Od momentu jak się dowiedzieliśmy o wadzie byliśmy także pod opieką psychologa co było ogromnym wsparciem. Dzięki Agnieszce która pracowała z rodzicami po stracie nie miałam poczucia że jestem jedyna osobą na świecie, którą dotknęło takie nieszczęście. W 19 tygodniu pojechaliśmy na badanie, które miało ocenić czy serce małej jest dobrze wykształcone. Nie czułam jeszcze ruchów Laury ale nie było to niepokojące ponieważ mogły się one jeszcze pojawić. Na badanie pojechaliśmy do przychodni USG na Agatowej, gdzie pracuje najlepsza doktor na świecie prof Dangel. Wiedzieliśmy że jeśli ona powie że wszystko jest ok z serduszkiem, to nie będziemy się już musieli o to martwić. Niestety tak się nie stało. Przyłożyła sondę do brzucha i od razu na jej twarzy pojawiło się skupienie. Przez chwilę wpatrywała się w ekran po czym powiedziała że serce córeczki nie bije. Po raz kolejny świat nam się zawalił. Amniopunkcja sprawiła że odzyskaliśmy nadzieję że może jeszcze być dobrze po czym kolejne badanie tą nadzieję zabrało. Dzięki pomocy Pani Profesor mieliśmy zgłosić się tego samego wieczora do szpitala gdzie przyjęto mnie na oddział ginekologiczny. Tego dnia po raz pierwszy widziałam mojego męża płaczącego. Do tej pory trzymał się ponieważ wiedział ,że w ten sposób jest też łatwiej mi. Jeśli chodzi o szpital to w tak trudnej sytuacji nie mogliśmy trafić lepiej. Ze względu na zaawansowanie ciąży musiał być wywoływany poród. Przy porodzie towarzyszyła nam najwspanialsza położna. Pomogła nam przejść przez ten trudny moment, pożegnać się z córeczką i naprawdę zadbała o nas. Mamy odcisk stopy i dłoni Laury. Stanęliśmy wtedy przed decyzją dotyczącą pochówku. Zdecydowaliśmy się pochować Laurę. Wszystkimi formalnościami zajął się mój mąż. Pomogła nam wtedy także bardzo nasza psycholog. Pogrzeb był bardzo trudny ale pozwolił nam na dobre pożegnać się z Laurą i spowodował także że mamy cały czas miejsce do którego możemy pojechać jeśli chcemy z nią porozmawiać. Po pogrzebie co tydzień w niedzielę jeździliśmy na cmentarz i byliśmy cały czas pod opieką psycholog.

Po jakimś czasie wydawało mi się że jakoś sobie to wszystko poukładałam w głowie. Chcieliśmy mieć razem z mężem dzieci, więc zaczęliśmy się znów starać. W listopadzie 2017 znów na teście pojawiły się dwie kreski. Byliśmy jednocześnie bardzo szczęśliwi ale też obawialiśmy się co będzie. Tym razem nie czułam się najlepiej fizycznie, miałam mdłości, więc od początku było inaczej niż w poprzedniej ciąży co zdecydowanie pomagało psychicznie. Wszystko było dobrze do momentu, do którego dotarliśmy w poprzedniej ciąży. Dodatkowo nałożyło się to czasowo z pierwszą rocznicą śmierci naszej córeczki. Pomimo wszystkich badań, które były prawidłowe ogarnął mnie ogromny lęk. Nie byłam w stanie spać w nocy, a co za tym idzie normalnie funkcjonować w ciągu dnia. Pomagało mi kiedy się ruszałam także całe noce chodziłam po mieszkaniu. Jak tylko się kładłam to tak trzęsły mi się nogi że nie mogłam spać. Chodziłam cały czas do psychologa ale nie pomagało to jedynie na chwilę. Tak samo było z badaniami. Pomimo tego że wszystkie badania były prawidłowe to uspokajało mnie to tylko na chwilę. Zaczął mi się także spinać brzuch więc jeździliśmy na izbę przyjęć żeby sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Nie byłam w stanie spotykać się z ludźmi ani wychodzić z domu. Nie za bardzo też byłam w stanie sama zostawać w domu, bo tak strasznie się bałam że coś się stanie synkowi że leżałam w łóżku i się nie ruszałam do momentu kiedy mój mąż wracał z pracy. Miałam poczucie, że nikt mnie nie rozumie. Wszyscy naokoło mówili że mam się cieszyć z ciąży i że to taki piękny czas. Czytanie różnych informacji w internecie także nie pomagało. Był to najtrudniejszy i najgorszy czas w moim życiu. Jak synek się nie ruszał to bałam się że nie bije mu serce. Wszystko to co było napisane w internecie na temat ruchów dziecka zupełnie nie zgadzało się z tym co działo się u mnie. Cały czas się stresowałam że ten stres mu zaszkodzi. Nie byłam w stanie racjonalnie myśleć. Chciałam tylko żeby mały był już poza brzuchem żebym już mu tak tym co robię nie szkodziła. Tak jak w pierwszej ciąży to co się stało było ode mnie zupełnie niezależne tak w tej ciąży miałam przekonanie że jeśli synkowi coś się stanie to będzie tylko i wyłącznie moja wina ponieważ nie potrafię się ogarnąć i normalnie funkcjonować. Po którejś wizycie na izbie przyjęć lekarz zdecydował że przyjmą mnie na oddział patologii ciąży, ponieważ te napięcia brzucha były bardzo częste. Nawet podczas pobytu w szpitalu gdzie byłam pod doskonałą opieką nie czułam się bezpiecznie. Ze względu na miednicowe ułożenie synka miałam wskazanie do cesarki. To także mnie przerażało. Na szczęście synek sam zdecydował kiedy przyjdzie na świat i w dniu kiedy skończyłam 37 tygodni ciąży odeszły mi wody. Wszystko odbyło się szybko i bez komplikacji i mały cały i zdrowy przyszedł na świat.

Patrząc z perspektywy czasu nie wiem jak udało mi się przetrwać ten czas. Paradoksalnie wydaje mi się że łatwiej mi było poradzić sobie ze stratą córeczki niż z tym lękiem który pojawił się w ciąży, która była całkowicie prawidłowa. Był to chyba najgorszy czas w moim życiu. Na szczęście miałam przy sobie męża i siostrę którzy byli dla mnie ogromnym wsparciem. Wydaje mi się że z zbyt mało mówi się o problemach jakie pojawiają się w kolejnej ciąży po stracie pierwszej. Ja w każdym razie czułam się zupełnie sama. Nie potrafiłam skorzystać ze wsparcia bliskich. Miałam poczucie że nikt mnie nie rozumie. Mam nadzieję że ten tekst okaże się dla jakiejś mamy wsparciem…

Historia Ani pokazuje jak ważna jest opieka psychologiczna w trakcie ciąży zagrożonej, z komplikacjami, po poronieniu, martwym urodzeniu dziecka. Jak lęki, obawy, które były pierwszymi doświadczeniami jako kobiety w ciąży mają wpływ na kolejne… Jak trudno się cieszyć, gdy doświadczyło się tak ogromnej straty.

Przy okazji 15 października podczas, którego obchodzi się Dzień dziecka utraconego napisałam wpis, który poruszył tysiące osób: „Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim”.