Skip to content

Wczesne czytanie, czyli jak NIE zarządzać rozwojem dzieci

Projekt: dziecko

Carl Honoré w swojej książce „Pod presją. Dajmy dzieciom święty spokój!” nieprzypadkowo stwierdza, że współczesne dzieciństwo podlega procesom zarządzania – niczym projekt. To na rodzicielskich lękach buduje się cały, jakże prężnie działający rynek korepetycji, zajęć dodatkowych i wreszcie materiałów edukacyjnych, które mają sprawić, że nasze maluchy osiągną w przyszłości sukces (w przeciwieństwie do tych, których nie poddaje się intensywnym procesom szkoleniowym). Stąd biorą się kursy edukacyjne dla najmłodszych – w tym kurs nauki czytania od pieluchy.

Najpopularniejsza metoda uczenia w ten sposób dzieci to metoda Domana. Polega ona na pokazywaniu dziecku kartek z napisanym słowem. Po pewnym czasie maluch zaczyna na słowa reagować i je rozpoznawać. Teoretycznie nie ma w tym nic złego. Wszak nie sadza się malucha w ławce i nie zmusza do zapamiętywania liter. Taka nauka byłaby zresztą mało efektywna. Tyle tylko, że metoda Domana narodziła się jako pomoc w terapii dzieci z zaburzeniami rozwojowymi, a jej skuteczność poddano krytyce naukowej w Stanach Zjednoczonych już pod koniec lat 70 ubiegłego wieku. Jednocześnie nie istnieją badania, które potwierdzałyby, że używanie dydaktycznych zabawek i metod nauczania we wczesnym dzieciństwie ma jakiekolwiek pozytywne skutki dla późniejszego rozwoju. Istnieją natomiast takie, które mówią o tym, że dzieci uczące się czytać przed pójściem do szkoły nie czytają w tejże szkole ani szybciej, ani lepiej od rówieśników.

Dajmy dzieciom spokój?

Za Domanem popłynęła fala. Po dziś dzień organizuje się dla rodziców kosztowne warsztaty z nauki globalnego czytania, następnie proponuje im niemniej kosztowne pomoce, które mają ułatwić stosowanie tej metody w domu. Autorzy warsztatów zapewniają na swoich stronach internetowych o ich skuteczności i o tym, że to prosta droga, by „zapoczątkować sukces dziecka i przyczynić się do jego prawidłowego rozwoju”.

Internet obfituje w świadectwa, że „czytać” potrafią już 7-miesięczne dzieci. Ale eksperci przestrzegają, że z prawdziwym czytaniem nie ma to zbyt wiele wspólnego, dlatego że w procesie czytania wymagana jest aktywność różnych obszarów mózgu, które rozwijają się na przestrzeni lat. Zdaniem naukowców najbardziej optymalny wiek, w którym dziecko może zacząć naukę czytania, to okres pomiędzy 5 a 7 rokiem życia. Wcześniej, o ile nie mamy do czynienia z dziecięcym geniuszem, przypomina to bardziej intensywne wyszkolenie. Prawdziwe czytanie jest natomiast umiejętnością, która rodzi się z własnej, nieprzymuszonej, dziecięcej ciekawości i potrzeby rozwoju. Trudno, by kilkumiesięczne dziecko miało potrzebę rozumienia słowa pisanego.

Reklama, dzięki której rozwijamy redakcję
Kiedy szkoła jest problemem

Książka, którą masz przed sobą, opowiada o tym, na czym właściwie polega uczenie się i jak wspierać dziecko, żeby mogło cieszyć się tą umiejętnością i korzystać z niej w pełni.

Zobacz więcej

Czy nauka wczesnego czytania może mieć negatywne skutki?

Poza tym że marnujemy czas i nerwy, machając przed dziećmi edukacyjnymi planszami z nadzieją na to, że przyspieszy to ich proces uczenia się, psycholożka dziecięca Kathy Hirsch-Pasek przekonuje, że zbyt wiele informacji w zbyt młodym wieku może zwolnić naturalny rozwój mózgu, a wczesna nauka czytania może zablokować te połączenia, które w przyszłości miałyby obsłużyć bardziej skomplikowane czynności.

Dr David Elkind, który jest entuzjastą najbardziej spontanicznej dziecięcej zabawy – a więc takiej, która nie została wcześniej zaplanowana i narzucona przez dorosłego – podkreśla, że nauka czytania jest złożonym procesem i należy docenić to, jak dużo czasu potrzeba, by być gotowym go zacząć. Założenie edukacyjne, że „więcej znaczy więcej”, a więc więcej czasu spędzanego na nauce przyspiesza rozwój itd., jest błędne i wynika z kultury, w której wyrastamy, a która mówi o tym, że dzieci są zbyt cenne, by zostawić je samym sobie.

Jak zatem powinna przebiegać nauka czytania?

To, jak optymalnie mogłaby wyglądać nauka czytania, pokazuje przykład pedagogiki waldorfskiej, która rozwój dziecka dzieli mniej więcej na siedmioletnie okresy, a każdy z nich charakteryzuje się innym sposobem przyswajania wiedzy. W pierwszym okresie dzieci uczą się przez działanie i naśladowanie – trwa on mniej więcej do 7 roku życia. To czas, kiedy możemy modelować pewne zachowania przez własne postępowanie (i dawanie tym postępowaniem przykładu), ale także pozwalać poznawać dzieciom świat przez działanie. Ponieważ czytanie i pisanie to czynności abstrakcyjne, trudno dziecku na tym etapie rozwoju pojąć całą ich istotę i faktycznie ich doświadczyć.

Czytanie to umiejętność, która wymaga czasu i którą jest w stanie pojąć dziecko starsze (np. 7-letnie). W szkołach waldorfskich dzieci doskonalą tę umiejętność przez więcej niż trzy lata, a sam temat traktowany jest bardzo poważnie i systemowo: najpierw dzieci poznają litery i uczą się ich zapisu, a cały proces edukacji na tym etapie mocno odwołuje się do ich wyobraźni. W trzeciej klasie dochodzi nauka kaligrafii, a dopiero od czwartej – nauka pisania kreatywnego. Nauka czytania odbywa się równorzędnie i zaczyna od opowieści nauczyciela, czyli pracy z tekstem mówionym. Tak naprawdę dopiero siedmio- czy ośmiolatek będzie w stanie poradzić sobie z rzeczami abstrakcyjnymi i będzie gotowy przyswoić wiedzę dotyczącą czytania na takim poziomie, który umożliwi mu swobodną pracę z tekstem w przyszłości. Duży nacisk w tej pedagogice kładzie się na własną wolę i chęć nauki oraz to, by dzieci po prostu lubiły to, co robią. W tym również czytanie. Nikt tu nikogo do niego nie zmusza.

Decyzję dotyczącą tego, kiedy jest najlepszy czas na naukę czytania, pisania, liczenia i każdej innej umiejętności (z siadaniem, chodzeniem i mówieniem w przypadku młodszych dzieci włącznie), pozostawmy dziecku. Jeśli zaczną się interesować tym, jak wyglądają litery, i pytać nas o to, co dany wyraz, np. w książce, oznacza, wtedy jest najlepszy czas, by stać się ich przewodnikiem. Do tego momentu, do którego będą nas w danej chwili potrzebowały. Najbardziej słuszne założenie to takie, że każdy rozwija się we własnym tempie. Pozostaje mu jedynie dać do tego przestrzeń. I zaufać jego kompetencjom.

The post Wczesne czytanie, czyli jak NIE zarządzać rozwojem dzieci appeared first on Dzieci są ważne.