Skip to content

“Uspokój się w tej chwili!” i inne zdania, które utrudniają komunikację z dzieckiem

Poniżej siedmiu winowajców i siedem podpowiedzi, jak można inaczej.

1. Uspokój się w tej chwili!

Słowa te najczęściej wypowiadane są z takim ładunkiem emocjonalnym, że w zasadzie nie wiadomo, czy rodzic kieruje je do dziecka, czy do samego siebie. Niestety, nie znam nikogo, kto uspokajałby się na rozkaz. Owszem, można się wówczas nieźle wystraszyć i na chwilę zastygnąć, w bezruchu, a nawet przestać robić to, co się robiło – jednak nie ma to nic wspólnego z prawdziwym uspokojeniem, wyregulowaniem emocji i powrotem do równowagi.

Co może pomóc? Dzieci potrzebują wsparcia dorosłych w radzeniu sobie z trudnymi emocjami. Łatwiej jest dać im wsparcie, gdy zna się źródło trudnych emocji (dziecko jest głodne/zmęczone/ma za dużo wrażeń/ zdenerwowało się, bo coś poszło nie po jego myśli, etc.) oraz gdy wiemy, co najczęściej pomaga im osiągnąć spokój. Może to być przytulenie, kojące słowa, chwilowe wyjście z dzieckiem w spokojniejsze miejsce (gdy przytłacza je hałas bądź obecność innych osób).

 2. I to jest powód do płaczu?

Najwidoczniej tak. Płaczemy dlatego, że coś nas porusza, nie dlatego, że racjonalnie oceniamy sytuację jako pozwalającą na łzy. Nie stworzono rejestru powodów do płaczu, nie istnieją zatem żadne kryteria uwierzytelniające. Ważna jest nie tylko przyczyna (ukruszony herbatnik), ale i niedojrzałość emocjonalna dziecka. Dwulatek po prostu nie radzi sobie z sytuacją, w której doświadcza silnych emocji (patrz wyżej), a dodatkowo w jego świecie rzeczy najistotniejsze kompletnie różnią się od tego, co ważne dla dorosłych. Czasem z ust dorosłego pada również groźba “Ja ci mogę zaraz dać powód do płaczu!”. Ależ nie ma potrzeby. Powody znajdują się całkowicie same, nie trzeba im pomagać.

Co może pomóc? Jeśli nawet dziecko zaczyna płakać, bo chce, żeby ktoś mu zapalił światło w łazience, o wiele skuteczniej jest to światło zapalić zamiast zżymać się na dziecięce łzy. Po pierwsze, zapalenie światła rozwiąże problem i płacz nie będzie potrzebny; po drugie, dziecko nie nabierze przeświadczenia, że coś jest z nim nie tak, bo płacze wtedy, gdy nie ma powodu.

3. Przestań natychmiast!

Dość ryzykowny zwrot. Często powoduje, że dziecko właśnie absolutnie nie przestaje. Do głosu dochodzi znany również nam, dorosłym, mechanizm “Nikt mnie nie będzie pouczał” i silna potrzeba obrony własnej niezależności. Bardzo ludzka potrzeba. Często też powyższy zwrot nie daje żadnej wskazówki, co zrobić w zamian.

Co może pomóc?  Jeśli chcę skakać, a mama nie pozwala skakać po kanapie. Oznacza to koniec skakania – a to może być zbyt wielkie wyzwanie dla małego dziecka. Wskazanie alternatywy, ujęcie danej czynności dziecka w pewne akceptowalne ramy bywa rozwiązaniem sytuacji. “Możesz poskakać po swoim łóżku/ materacu na podłodze/piłce do skakania, etc.”. Nawet jeśli alternatywa nie zdobędzie uznania w oczach dziecka, sytuacja nie nabierze znamion przeciągania liny i stawiania na swoim, ma zatem szansę stać się dialogiem i wspólnym poszukiwaniem rozwiązań.

4. “Jeśli jeszcze raz to zrobisz, to…”

Zdanie często niedokończone. Sami nie wiemy, co – ale brzmi dość poważnie. Pozostawia spore pole dla domysłów i mrocznych scenariuszy. Istnieją dwie możliwe opcje zakończenia takiej sytuacji.

  • Pierwsza –  dzieci dość szybko orientują się, że zdanie to nie posiada mocy i jest dowodem na bezradność dorosłego, wobec czego puszczają je mimo uszu.
  • Druga – dzieci odkrywają, że groźba zazwyczaj jest spełniana, jednak w niewytłumaczalny sposób zamiast się jej podporządkować, wyzywająco “robią to jeszcze raz”. No cóż, rzucona rękawica musi zostać podniesiona, tego wymaga prawo honoru.

No tak, jest jeszcze trzecia możliwość. Dziecko wie, że groźba jest serio i podporządkowuje się. Z takiej sytuacji płynie jasny przekaz – nie jest ważne dlaczego robisz to, co robisz – ważne jest, abyś przestał to robić, bo ja tak mówię.

Co może pomóc? Znalezienie alternatywy, odszukanie przyczyny danego zachowania lub wytłumaczenie dziecku, dlaczego to, co robi, przeszkadza innym. W sytuacjach zagrożenia życia/zdrowia dziecka lub osób postronnych oczywiście podstawową czynnością powinno być łagodne, ale stanowcze zatrzymanie dziecka w tym, co robi – dopiero potem możemy zająć się szukaniem alternatyw lub rozmową.

5. Sam się o to prosiłeś!

Kontynuacja gróźb, czasem podsumowanie jakiejś naturalnej konsekwencji (gdy np. nasze dziecko wyrżnie głową w stół, bujając się na krześle). Logicznie rzecz ujmując, cokolwiek robiło dziecko, jakkolwiek ukryty przekaz płynął z jego zachowań, nigdy nie jest to błaganie o coś przykrego.
Znacie dziecko, które biegałoby wokół stołu tylko po to, by nadziać się czołem na jego kant? Albo uparcie skakałoby po kanapie tylko po to, by rozjuszony rodzic zamknął je za karę w pokoju?

Co może pomóc? Faktycznie, szukanie drugiego dna dziecięcych zachowań bywa pomocne, jednak – jak widać – łatwo skręcić w niewłaściwą ścieżkę. Wszystkie działania, jakie podejmują dzieci, są nakierowane na uzyskanie pewnych korzyści, nie doznanie uszczerbku.
Dziecko, które okrąża stół w szaleńczym tempie, prawdopodobnie potrzebuje ruchu. A kiedy już dozna obrażeń, potrzebuje pocieszenia, nie prawienia kazań. Wnioski wyciągnie samo (tak, wiem, znanych jest milion przypadków, w których dziecko mimo wypadków wciąż podejmuje ryzykowną czynność. Nie jest to absolutnie dowodem na dziecięcą bezmyślność – raczej na fakt, że potrzeba popychająca je do działania jest silniejsza od zasad BHP. Warto zatem szukać alternatywnego sposobu zaspokojenia tej potrzeby).

6. “Mówiłam/em ci tyle razy…”

Gdyby Chińczyk zaczął mi tłumaczyć coś w swoim języku, to bez względu na to, ile razy by to powtarzał, jak głośno, wyraźnie i powoli by mówił – nie rozumiałabym go ni w ząb. Czy to by w jakikolwiek sposób świadczyło o mnie? Czy raczej świadczyłoby o małej błyskotliwości Chińczyka?
Jeśli powtarzamy dziecku milion pięćset razy, a ono nie słucha, jesteśmy w pewnym stopniu takim Chińczykiem. Jeśli chcemy dotrzeć do niego z pewnym przekazem, naszą rolą jest znaleźć odpowiedni język. Można się na to zżymać, jeśli się chce, jednak zżymanie w najmniejszym stopniu nie rozwiąże sytuacji. Może też sprawić, że dziecko będzie źle myślało o sobie samym. “Jestem głupkiem, do niczego się nie nadaję, mama powtarza mi na okrągło, a ja nie potrafię zapamiętać”.

Co może pomóc? Częstym problemem jest jednostronność przekazu. Prosimy dziecko o coś, każemy mu, napominamy – żeby postąpiło według naszych wyobrażeń. Rzadko zastanawiamy się, skąd się bierze dane zachowanie, rzadko pokazujemy dziecku, że widzimy jego racje. Czasem uznajemy, że dziecko powinno się domyślić, jak coś jest dla nas ważne, i denerwujemy się, gdy się nie domyśla.
Zdanie: “Tyle razy Ci mówiłam, żebyś odkładał talerz do zmywarki! Czy ja jestem twoją służącą?” brzmi bardzo oskarżycielsko. Dodatkowo myśl o posiadaniu służącej wydaje się wcale kusząca, prawda?
“Zależy mi na tym, aby każdy pamiętał o odłożeniu swojego talerza. Nie chcę być jedyną osobą dbającą o porządek w naszym domu. Proszę, postaraj się o tym pamiętać, dobrze?”.
A jeśli zapomni? Czy nie bardziej energooszczędnie będzie po prostu przypomnieć przyjaźnie “Zapomniałeś talerza” zamiast wyliczać, który to już raz? Nie warto się nakręcać.

7. “Jesteś nie do wytrzymania!”

Zabawne, ileż razy dzieci myślą dokładnie to samo o nas, rodzicach. Musimy być nie do wytrzymania z tym naszym wiecznym zrzędzeniem “Umyj zęby, sprzątnij zabawki, nie dłub w nosie, baw się ładnie” i tak dalej. To, że trudno nam wytrzymać z jakimś dziecięcym zachowaniem, nie oznacza, że coś jest nie tak z samym dzieckiem. Nie oznacza nawet, że coś jest nie tak z nami. Ot po prostu, zderzają się dwa światy – kluczem nie jest szukanie winnego, lecz rozwiązania. Problem z określeniami “jesteś…” polega na tym, że niejako “programują” dziecko. Niech te określenia będa nie wiem jak raniące i niesprawiedliwe; wypowiadane przez rodzica, dużego, mądrego, mającego zawsze rację – stają się prawdziwe w oczach dziecka. I zaczyna ono im ulegać. Zaczyna myśleć o sobie tak, jak myślą o nim jego rodzice. Zamiast tworzyć przestrzeń do rozwoju, do wzrastania, podcinamy dziecku skrzydła.

Co może pomóc? Bycie autentycznym, tu i teraz. “Tu i teraz chcę odpocząć, a Twoja głośna zabawa mi to utrudnia”. Takie postawienie sprawy otwiera na szukanie rozwiązań, a nie zabawę w oskarżenia i obronę. “Ty się teraz dobrze bawisz, a ja potrzebuję zrobić zakupy. Masz jakiś pomysł, jak to rozwiązać?”.

I na sam koniec, warto pamiętać, że dzieci chcą współpracować z dorosłymi, chcą pogłębiać więź z ukochanymi osobami. Za każdym razem, gdy zamiast oskarżać, szukać winnego, oceniać i napominać, skierujemy naszą uwagę na WSPÓLNE szukanie rozwiązania – jesteśmy wygrani. Nawet gdy nie od razu uda się je znaleźć.

Foto: flikr.com/jsf306

The post “Uspokój się w tej chwili!” i inne zdania, które utrudniają komunikację z dzieckiem appeared first on Dzieci są ważne - ekologia i dziecko.