Skip to content

Dlaczego przedszkolaki tak często chorują?

Katar jest nieodłącznym towarzyszem naszego dzieciństwa. Co więcej, pożądanym! Otóż układ immunologiczny dziecka wymaga treningu w postaci infekcji, by mógł dojrzeć. Jego rozwój rozpoczyna się jeszcze w życiu płodowym, kiedy to pierwsze przeciwciała wędrują do płodu przez łożysko od mamy. Następnie poród naturalny (przejście malca przez drogi rodne) powoduje skolonizowanie przewodu pokarmowego dziecka ochronnymi bakteriami mamy i domowymi rodziców. Także pierwszy pokarm mamy, czyli siara, to silna dawka immunoglobulin, które mają chronić dziecko przed infekcjami. Samo karmienie piersią zapewnia też dziecku dobrą florę bakteryjną. Wszystko to przez kilka miesięcy po porodzie chroni dziecko przed chorobami. W przeciwnym razie noworodki ciągle by chorowały. Odporność bierna, przeniesiona od mamy, wygasa około 6–9 miesiąca życia. Od tego momentu układ immunologiczny niemowlęcia, zwłaszcza tego niekarmionego piersią, musi sobie sam poradzić. Dziecko może częściej zapadać na różnego rodzaju infekcje. Co jest przez naturę, w pewnym sensie, zaplanowane.

Potrzebna choroba

Organizm dziecka musi bowiem nauczyć się wytwarzać przeciwciała potrzebne do walki z drobnoustrojami chorobotwórczymi. Choroba jest zatem rodzajem swoistego „treningu” odporności ustroju. Obecnie pediatrzy uważają, że rozwój układu immunologicznego dziecka trwa aż do około 12 roku życia. Przy czym to naturalne, jeśli dziecko przechodzi nawet do dziesięciu infekcji rocznie. Co oczywiście nie jest dobrą wiadomością dla rodziców, ale z drugiej strony pociesza, jeśli obawiamy się, czy choroby nie pojawiają się w naszym domu za często.

Problem licznych infekcji wyraźnie narasta, kiedy dziecko idzie do przedszkola czy szkoły – ląduje bowiem w zbiorowisku wielu patogenów.
– Dowodzi tego to, że kiedy dzieci pozostawały w domu podczas lockdownu, my, pediatrzy, stwierdziliśmy znacznie mniej przypadków infekcji u najmłodszych. One po prostu nie miały się gdzie zarazić – mówi lek. med. Małgorzata Drabek.

Bardziej narażeni na infekcje

Pewnie, że nasze dzieci muszą kontaktować się z rówieśnikami, by mogły uodpornić się na infekcje i rozwijać umiejętności społeczne, ale paradoksalnie, mimo postępu cywilizacji, bywają na nie bardziej narażone niż my, pokolenie rodziców. Jak to możliwe? Otóż:

  • Dzisiejsze przedszkola i szkoły są zbyt zatłoczone, siłą rzeczy dzieci stykają się z większą liczbą patogenów.
  • Pomieszczenia, w których dzieci spędzają wiele czasu (szkoły i mieszkania, domy), są przegrzane – co je rozhartowuje. Optymalna temperatura powinna wynosić około 20°C, a zwykle jest o kilka stopni wyższa.
  • Poważnym problemem jest też smog (a w domach smog tytoniowy) – substancje w nim zawarte uszkadzają nabłonek rzęskowy śluzówki dróg oddechowych, co sprawia, że drobnoustroje swobodniej mogą panoszyć się w organizmie. Dlatego, o ile świeże powietrze nadal jest bardzo ważne przy zachowaniu dobrego zdrowia (pomaga również hartować dziecko), trzeba brać pod uwagę stężenie pyłów zawieszonych w atmosferze. Warto sprawdzać informacje smogowe na bieżąco w specjalnych serwisach lub aplikacjach. W sytuacji przekroczenia dopuszczalnych norm trzeba pozostać w domu (gdzie dobrze jest zamontować oczyszczacz powietrza) lub można wychodzić na powietrze, ale w maseczce antysmogowej – są one dostępne także w rozmiarach dziecięcych.
  • Większość dzieci ma za mało ruchu. Wynika to ze statycznych zajęć w szkole bądź przedszkolu, a także z powszechności nowych mediów w ich życiu. Warto pamiętać, że dostęp do treści online oraz czas spędzony przed telewizorem, smartfonem i tabletem to coś, co powinno być nadzorowane przez rodzica.  
  • Wprawdzie latem łatwiej o ruch, ponieważ wtedy dzieci częściej wychodzą na zewnątrz. Jednak nasz klimat na tyle się zmienił, że podczas zimnych miesięcy brakuje nam motywacji do wyjścia. Kiedyś np. biel śniegu wyciągała maluchy z domów, kusząc zabawą i… pozwalała im tym samym chronić się przed przygnębieniem oraz depresją (coraz powszechniejszą obecnie wśród dzieci). Przebywanie w białym świetle dziennym, ale i tym śniegowym, zmniejsza ryzyko obniżenia się nastroju. Poza tym światło słoneczne służy do wytwarzania endogennej witaminy D3 (ważnego czynnika wsparcia odporności) – która syntetyzuje się w skórze pod wpływem promieniowania UVB. W miesiącach z małą ilością słońca konieczna jest suplementacja tej witaminy.

Codzienna dawka profilaktyczna witaminy D3:

  • niemowlęta od pierwszych dni życia do 6 msc: 400 IU,
  • niemowlęta 6–12 msc: 600 IU, 
  • dzieci powyżej roku: 800 IU, 
  • dzieci w wieku przedszkolno-szkolnym: 1000 IU, 
  • nastolatki: 1500 IU.

Jak wspierać odporność

Co mamy więc zrobić, jeśli nasze dziecko choruje?
– O ile przechodzi infekcje lekko, nie dochodzi u niego do częstych powikłań: nadkażeń bakteryjnych, jak np. zapalenie ucha czy oskrzeli, wystarczy mądrze wspierać jego organizm w walce z chorobą, by nauczył się naturalnej przed nią obrony. Ostatecznie około 90% wszystkich infekcji dróg oddechowych ma tło wirusowe, gdzie polegamy na własnych siłach leczniczych organizmu, bo brak jednego leku na wirusa – mówi lek. med. Małgorzata Drabek. 

Sprawdzi się na pewno suplementacja wit. C, ziołowe kuracje, np. z przeciwwirusowym wyciągiem z bzu czarnego czy echinacei, odpoczynek, sen. Problem się zaczyna, kiedy tych infekcji jest za dużo lub ulegają one nadkażeniu bakteryjnemu. Przykładowo dziecko po każdym katarze zaczyna chorować na zapalenie zatok czy ucha. To wymaga zwykle podania antybiotyku.
– Tymczasem, owszem, likwiduje on infekcję, ale działa też immunosupresyjnie na organizm dziecka, czyli niszczy jego ochronną florę bakteryjną. Częsta antybiotykoterapia powoduje, że młody organizm choruje coraz częściej. Nie wraca do stanu równowagi, która oznacza zdrowie i odporność. Konieczne jest wtedy umożliwienie jelitom regeneracji – mówi lek. med. Małgorzata Drabek.
Pomoże więc suplementacja probiotykami (o udokumentowanej skuteczności, popartej badaniami) oraz dieta pomagająca odbudować florę bakteryjną: bogata w kiszonki i fermentowane produkty mleczne. By zmniejszyć podatność dziecka na ciężkie infekcje, warto też podawać mu leki homeopatyczne, które mobilizują własne siły organizmu do ochrony przed chorobą, np. Thymulinę, którą podaje się profilaktycznie w okresie grypowym.

Chorzy ze strachu

Jednak nie tylko przebywanie w środowisku patogenów czyni nasze dzieci bardziej podatne na infekcje. Znaczenie ma tu też wpływ silnych emocji, jakie wtedy pojawiają się u wrażliwych dzieci, które czują strach przed pójściem do szkoły czy przedszkola. Bardzo często idzie z nimi w parze większa podatność na infekcje. Stres ma bowiem wpływ na układ immunologiczny.
– Dziecko naprawdę nie rozumie, dlaczego mama zostawia go samego. Mimo jej tłumaczeń, może to być zbyt trudne do pojęcia. 

To, że obecnie dzieci, które mają iść do żłobka czy przedszkola pierwszy raz, wcześniej mogą skorzystać z tzw. dni przystosowawczych, jest wspaniałym posunięciem. Zyskują dzięki temu poczucie bezpieczeństwa, bo już wiedzą, że ich opiekunowie po nie wrócą. Pozostawienie na wiele godzin w przedszkolu od razu, można porównać do sytuacji, kiedy ktoś by nas zostawił na Marsie. Jednak także starsze dzieci zmagają się z lękiem i niepewnością. Pierwszoklasiści często zaczynają się w nocy moczyć, gorzej śpią lub miewają koszmary senne, właśnie z powodu lęku przed szkolnymi wyzwaniami.

– Pediatrzy zauważają też, jak stresująco na dzieci wpływają niepokojące doniesienia medialne na temat przerażających wydarzeń czy te o rosnącej liczbie zgonów ofiar pandemii. Warto chronić dzieci przed napływem takich informacji – radzi lek med. Małgorzata Drabek.

Wsparcie emocjonalne

Jeśli więc zauważymy, że nasze dziecko przeżywa silny stres – porozmawiajmy z nim. Zapytajmy, czego się obawia. Może się okazać, że rozmowa oraz naturalne wsparcie w postaci kojących nerwy naparów z melisy czy rumianku pomogą dziecku odzyskać równowagę. W takich sytuacjach także warto skorzystać z pomocy leków homeopatycznych, które uruchamiają naturalne siły organizmu dziecka do poradzenia sobie z trudnymi emocjami.
– Ułatwią opanować lęk separacyjny, gdy malec przeżywa tę wielką zmianę w swoim życiu, a towarzyszący jej stres obniża jego kondycję odpornościową. Sprawdzi się więc np. lek „na rozstanie z matką”, czyli Pulsatilla. Pomaga dziecku nabrać dystansu, a tym samym chroni przed obniżeniem odporności i częstymi infekcjami – mówi lek. med. Małgorzata Drabek. – Dzieciom, które mają koszmary senne, boją się ciemności, można pomóc, podając Stramonium, lek na lęk przed ciemnością. Dla dzieci, które z przyczyn emocjonalnych moczą się w nocy, pomocna zaś będzie Belladonna, Natrium muriaticum lub Kalium bromatum – wylicza pediatra.


Kiedy malec musi dojrzeć

Czasem bywa tak, że dziecko zaczyna bardzo często chorować, kiedy idzie do żłobka, a przy tym trudno znosi rozłąkę z rodziną. To może oznaczać, że nie jest jeszcze na to gotowe. Wtedy warto dać dziecku czas, by jego psychika oraz układ immunologiczny mogły dojrzeć w domowych warunkach (jeśli oczywiście możemy sobie na to pozwolić). Nie bez znaczenia jest też fakt, że dzieci w wieku żłobkowym mogą być jeszcze karmione piersią – co jest bardzo ważnym elementem wspierania ich odporności. Często zdarza się, że wrażliwe dzieci zyskują większą dojrzałość immunologiczną i własną gotowość dopiero w wieku 3 lat, kiedy idą do przedszkola. Jest to jednak bardzo indywidualne.


Pierwsze 1000 dni życia dziecka to złoty czas dla malucha, kiedy pozwalamy mu spokojnie dostosować się do życia. Programujemy go wtedy immunologicznie, emocjonalnie, a także pokarmowo na całe życie, zadbajmy więc mądrze o jego zdrowy rozwój.


Małgorzata Drabek – lekarz medycyny ze specjalizacją z pediatrii i rehabilitacji medycznej. Od wielu lat stosuje w swej praktyce leki homeopatyczne. Uczestniczka konferencji krajowych i zagranicznych z zakresu homeopatii. Członkini i wykładowczyni PTHK oraz CEDH.

The post Dlaczego przedszkolaki tak często chorują? appeared first on NATULI - dzieci są ważne.